To pytanie (i do tego po białorusku) wykrzyczałam do błękitnego podlaskiego nieba. Oczy mi się zaszkliły – nieomylny znak, że dotykam istoty rzeczy.

A rzeczą było moje nie-do-końca dowierzanie, że plany, marzenia, zamysły dojrzewające w moim sercu od lat mają szansę się ziścić. No bo kiedy? Jak? Jestem taka zajęta biznesem, dziećmi, domem, klientami, a w każdym obszarze setki sznurków do pociągania, pilnowania, pamiętania… Tyle ode mnie zależy. Gdzie miejsce na nowe plany?

Wzięłam to na mój Dzik Wschód – Podlasie, bliziutko granicy białoruskiej. Do kręgu kobiet – niezmiennego, niepodważalnego, niezastąpionego kręgu, który od zarania dziejów wyczarowuje wyższą wibrację i styka nas z Tajemnicą.

Dotarło do mnie, że biorę na siebie za wiele – spraw, problemów, „sznurków do pociągania”, że wydaje mi się, że to ja muszę wszystko wiedzieć, widzieć, pilnować, na wszystko mieć odpowiedź, strategię, czas, uwagę, energię, zdrowie. Jak nie ja, to kto?

– Nu ja – powiedział Bóg po białorusku.

Spojrzałam w błękit podejrzliwie i ze złością wykrzyczałam: Boże, a Ty wiesz, co robić? Po białorusku. Przez tyle lat miałam wszystko na swoich ramionach, bo nie do końca wierzyłam, że Boh da radę.

Pokazał mi się na niebie – grubawy Cygan, leniwie rozłożony na boku, z głową opartą o rękę, ze źdźbłem trawy w ustach. Z rozbawionym uśmieszkiem, z niewymuszoną nonszalancją. W odpowiedzi na moje pytanie zaczepnie wzruszył ramionami. Dał mi chwilę na dojście do siebie i zaczął mi cierpliwie pokazywać. Trawę, drzewa, powietrze, muchy, światło, kobiety w kręgu, słońce, Mirkę biegnącą z konewką, przestrzeń, jabłko na jabłonce.

Doszedł do mnie cały absurd mojego pytania, przestało być relewantne. Rozpłynęło się. Wszystko stało się jasne. Proste. Trawa, drzewa, powietrze, muchy, światło, kobiety w kręgu, słońce, Mirka biegnącą z konewką, przestrzeń, jabłko na jabłonce. Jak dobrze.

Odpadłam. Od ciśnienia, pilnowania, martwienia się, ogarniania wszystkiego na siłę. Wróciłam inna. Mam na wszystko lekko wywalone – na tyle, żeby nadal robić swoje, ale i na tyle, żeby nie cisnąć. Żeby przyjmować, co jest, nie kłócić się z Bohem, brać, otrzymywać z radochą. Nawet kiedy coś pozornie wygląda niekorzystnie. Bo pozory mylą.

Dziękuję. Podlasiu, kręgowi, kobietom, Bohu i sobie.