Sześć dni temu odeszła moja ukochana Siostra, Julita, którą całe życie nazywaliśmy Ulą. Wiadomość sms przyszła wieczorem, dwa dni przed Wigilią. Siedziałam wtedy na kanapie, pracując na komputerze, zrelaksowana i w oczekiwaniu świątecznego resetu. 

„Margaret, I’m sorry to say your sister passed away this morning.” Wiadomość bezpowrotnie odcięła przeszłość od przyszłości. Czas zatrzymał się, jakby przerażony nożem wiszącym nad nim – co to znaczy „passed away”…, przecież niemożliwe, żeby umarła…, jak to „passed away”…, co on mówi…, czy mi się śni…, Boże…

Zareagowało ciało – osunęłam się z kanapy na podłogę, jakbym szukała wsparcia Ziemi, z gardła wydobył się zwierzęcy głos, trysnęły łzy. Drżącymi dłońmi próbowałam wykręcić numer telefonu, żeby zadzwonić, upewnić się, dowiedzieć się – czy to naprawdę…?

Potem godziny głośnego płaczu, szlochu, przytulania przez dzieci, zawiadamiania najbliższych. 

Potem zawieszenie w czasie, w martwocie, w bólu. 

A potem zaczęły pojawiać się dary. Wyławiałam je chciwie, jak cenne perły z morza tajemnicy.

Miłość. Do mojej Siostry Julity, zwanej Ulą. Kompletna, wszechogarniająca, bezwarunkowa. Bez strachu o przyszłość, bez zmartwienia, bez naprawiania czegokolwiek. Wolna. I poczułam jej wzajemność, zalewającą moje serce, ciepłą, niehamowaną. 

Jasność. Wszystko zaczęło się we mnie prostować. Wszystkie powikłane, pomięte, pokręcone historie naszego życia zaczęły wstawać i rozprostowywać stare kości zmęczone długimi, niewygodnymi pozycjami, w których trzymałam jej od lat. Wstały piękne, prawdziwe, jasne, swobodne. Są, nikt się już ich nie wstydzi, nie chowa, nikt nie życzy sobie, żeby poszły.

Prawda. Nie jakaś szczególna, jedna, objawiona, ale po prostu prawda – pozwolenie sobie na kompletne jej odczucie i wypowiedzenie. W każdej sytuacji, wobec każdego, nawet wobec najbliższych, którym czułam się zmuszona przytakiwać lub przemilczać coś. Sama się zmuszałam – i to jest prawda. Teraz wybiorę inaczej. Nie boję się już reakcji, bo najgorsze – śmierć mojej siostry – już przeżyłam.

Duch. Duch mojej Siostry jest ze mną. Czuję ją w sercu, w powietrzu wokół mnie, w łóżku przytuloną do mnie, obok na kanapie oglądającą ze mną zdjęcia. Rozmawiam z nią, tulę ją, trzymam za rękę. Jesteśmy razem, jeden duch. Stapiamy się w jedno. 

Połączenie. Ona to ja, ja to ona. Poczułam jej siłę, jej prawdę i jej jasność przechodzącą ma mnie i z wielką radością ją przyjęłam. Daje mi siłę, tam, gdzie byłam słaba, pewność, tam, gdzie miałam wątpliwości, poczucie humoru i lekkości, tam, gdzie mi go brakowało. Dziękuję Ci, Siostro.

Brak oporu. Nie opieram się, przyjmuję, witam. Szanuję wybór jej duszy. Mówię TAK. Nie zawieszam się za długo na sobie i na mojej wielkiej do Siostry tęsknocie, na tym, że się razem nie zestarzejemy. Pozwalam sobie ją przeżyć i wypłakać, ale nie przywdziewam jej jak płaszcza, w którym będę odtąd chodzić. Wybieram brak oporu, przyjęcie tego, co jest. I wszystkich darów śmierci. I życia. 

Będę do niej tęsknić całe życie, dopóki się znowu nie spotkamy. Do tego momentu, Uleńko, uściskaj naszych po tamtej stronie. Do zobaczenia.