Syn w swoim pokoju pisze właśnie rozprawkę o rozczarowaniach młodości na podstawie lektur szkolnych. Zawsze rozśmiesza mnie to słowo „rozprawka”, kojarzy mi się z ostatecznym rozprawieniem się z czymś lub kimś. „Uważaj, bo rozprawkę na ciebie napiszę” – można by straszyć.

Okazało się, że ja też mam ochotę na rozprawkę. Chodzi mi ten temat po głowie od tygodni, a życiowo wlecze się za mną całe życie. Tu przepraszam ewentualnych polonistów za powtórzenie:)

Tym tematem jest narcyzm. I to, jak my, nie-narcyzi, się do niego mamy. Czyli o narcyzmie od drugiej strony. Nie, nie będzie to rozprawka stricte „Jak sobie radzić z narcyzami w Twoim życiu”, bo na tem temat jest wiele mądrych książek, kursów, warsztatów. Mnie nurtuje co innego. A mianowicie to, że mamy aż tak duże przyzwolenie na zachowania narcystyczne wobec nas, na złe traktowanie, że podziwiamy narcyzów, że pozwalamy im rządzić naszym życiem i emocjami, że stawiamy ich często na piedestale. A przez to krzywdzimy siebie. My sami.

Najpierw definicja narcyzmu. „Osobowość narcystyczna (narcystyczne zaburzenie osobowości, ang. narcissistic personality disorder, NPD) – zaburzenie osobowości, w którym występuje wzorzec zachowań zdominowany nastawieniem wielkościowym (w wyobraźni lub na jawie), potrzebą bycia podziwianym, brakiem empatii i niezdolnością do przyjęcia perspektywy innych osób”. Tyle Wikipedia.

Narcyzm istnieje na spektrum. Można mieć od czasu do czasu zachowania narcystyczne (któż nie ma?), można mieć tzw. rys narcystyczny (częstsze, powtarzające się zachowania narcystyczne), można mieć osobowość narcystyczną, czyli zaburzoną. Każdy z nas ma zachowania narcystyczne od czasu do czasu. Sama od czasu do czasu łapię się na tym, że nagle w rozmowie palnę coś mocno egotystycznego. Albo słucham wypowiedzi drugiej osoby niezbyt uważnie, bo już obmyślam błyskotliwą odpowiedź. Ile razy chcę zabłyszczeć, tyle razy wiem, że moje ego chce dojść do głosu. Często udaje mi się go zauważyć w porę i powstrzymać. Czasami nie. Jeżeli nasze osobowości nie są trwale zaburzone narcystycznie, to potrafimy to wyłapać, skorygować, nawet pośmiać się z tego.

Zaburzenie jest wtedy, kiedy narcyzm nie pozwala dobrze sobie radzić w życiu i być szczęśliwym. Narcyzi nie budują zdrowych relacji ani z innymi, ani ze sobą, są wyalienowani, żyją w wiecznym stresie bycia sobą. Pomimo osiągnięć życiowych w głębi czują się niezmiernie krucho, beznadziejnie, bezbronne do granic możliwości. Nie zdają sobie sprawy z tych uczuć, odcinają się od nich budując osobowość odgradzającą ich od własnego wnętrza.

Zaburzona osobowość to zaburzony stosunek do innych i zaburzone wobec nich zachowania. Mottem narcyza jest „Jestem lepszy, ważniejszy niż inni i zasługuję na specjalne traktowanie.” Narcyz stawia siebie na piedestale, wiecznie oczekuje podziwu, specjalnych pokłonów od otoczenia. Wymusza je przez manipulacje. Zazwyczaj dominuje w większości sytuacji, rozmów, narzuca swoje zdanie, brak mu/jej zainteresowania zdaniem innych. Z narcyzem się nie dyskutuje, narcyz mówi Ci, jak jest.

Problemy, przeżycia, wyzwania narcyza są zawsze największe, najważniejsze, na pierwszym miejscu. Twoje nie są takie ważne, a kiedy dzielisz się nimi, to za chwilę słyszysz: „To to nic! U mnie to dopiero było/jest…!” I rozmowa schodzi z Ciebie na narcyza.

Również jego/jej osiągnięcia są zawsze największe, najważniejsze i na pierwszym miejscu. Twoje blakną w cieniu, właściwie to w ogóle ich nie masz. A jeżeli masz, to często właśnie dzięki narcyzmowi albo przez czysty przypadek. Z kolei o jego/jej osiągnięciach krążą legendy.

Narcyzm musi być zawsze w centrum uwagi. Skupia ją na sobie za wszelką cenę. Kiedy nie jest w centrum, czuje, że nie istnieje. Bo pod powierzchnią czuje się nikim. Pod fasadą strojów, zachowań, obwieszczeń (narcyz nie mówi, on/a obwieszcza) narcyz jest kruchy jak cienkie szkło. Można go stłuc małym pyknięciem, niewinną uwagą kwestionującą jego/jej wielkość i doniosłość. Podświadomie narcyz o tym wie o tym i dlatego tak mocno się obwarowuje.

Jeżeli zaczynasz rozpoznawać w tym opisie członów rodziny lub znajomych i chcesz dowiedzieć się więcej o tym zaburzeniu, jego źródłach i sposobach radzenia sobie z nim, to możesz sięgnąć po wiele książek i opracowań na tem temat. Dzieciom narcystycznych rodziców polecam gorąco książki Lindsay Gibson: „Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców” i „Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców”.

Narcyzm to zaburzenie osobowości, choroba, przypadłość, która nieleczona nie mija. To nie wybór, nie styl, nie ubranie, które można zdjąć  i odwiesić w szafie, jak się znudzi. Narcyzi mają ciężko.

Tyle o narcyzach. Teraz o nas. Bo ciężko mają też ludzie żyjący z narcyzami, wychowani przez nich, pracujący z nimi. Przyjrzyjmy się  naszej roli w układzie narcyz – nie-narcyz, zobaczmy, gdzie przyzwalamy na krzywdzące wobec nas zachowania, gdzie je wręcz zapraszamy, kiedy nawet im hołdujemy, na przykład wybierają ich na liderów organizacyjnych, biznesowych, politycznych, podążając za narcystycznymi influencerami w mediach (nie nazywając ich narcyzami, tylko przebojowymi ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą, są głośni, odważni, mówią nam jak żyć). Pozwalamy im, podziwiamy, dajemy się uwieść. A narcyzi często w mediach i na stanowiskach radzą sobie świetnie.To ludzie sukcesu. Pamiętajmy jednak, że ten sukces jest dla nich łatwiejszy do osiągnięcia ze względu na całkowite skupienie energii na sobie, uciekanie od zajmowania się innymi, np swoimi dziećmi, nie układanie się z otoczeniem. Oczywiście nie wszyscy ludzie sukcesu ani influencerzy są narcyzami. Ale wielu jest.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak hołubimy narcyzów? Dlaczego pozwalamy im na panoszenie się, dyktowanie nam, jak mamy żyć, na manipulowanie nami? Dlaczego gdzieś na głębszym poziomie nam to pasuje? Szukam odpowiedzi na te pytania, otwieram temat. Zapraszam i Ciebie do tych dywagacji. Do wejrzenia w siebie.

Po co? Poniewaź w tym narcystycznym, zaburzonym świecie my, ci mniej zaburzeni, mamy siłę i możliwość wprowadzania pozytywnych zmian. Ale musimy zacząć od siebie, od własnego wglądu, od porządków od wewnątrz. Już nie wystarczy iść za stwierdzeniem, że to „oni” mają problem, a my jesteśmy niewinnymi ofiarami, a tak podaje to wiele książek i opracowań o narcyzmie. Kiedy zrozumiemy siebie i zaprowadzimy porządki, to reszta siłą rzeczy poukłada się wokół tego sama. Działa to tak samo jak z uzależnieniami – kiedy masz męża alkoholika, który nie chce się leczyć (a najczęściej nie chce), to leczenie zaczynasz od własnego wspóuzależnienia. Dajesz tym szansę na leczenie osobie uzależnionej, bo już nie stwarzasz przestrzeni u siebie na hodowanie choroby. Zaczynasz od pytania „Co ja tego dostaję z tego, że tkwię we współuzależnieniu?” Osoba uzależniona podąży za Tobą. Albo nie i rozstaniecie się.

I od tego samego pytania zaczniemy tutaj. Co ja/Ty/my z tego mamy, że dajemy się uwieść narcyzmowi i żyjemy w narcystycznym świecie? Odpowiem Ci na to pytanie na podstawie obserwacji własnych relacji z bliskimi mi narcyzami.

Pięć powodów powodów tolerowania narcyzmu:

  1. Bo się boimy. Zwyczajnie boimy się wkurzyć narcyza, bo konsekwencje mogę być dramatyczne. Wyprowadzony z równowagi narcyz nie bierze jeńców. Może pobić fizycznie lub słowami, zerwać kontakty, mścić się. Tolerowanie narcyza daje mam spokój. Bardzo pozorny, tymczasowy, ale spokój.
  2.  Bo mamy poczucie winy. Zainstalowane w nas zresztą przez narcyzów, bo to świetne narzędzie manipulacji. Kościół posługuje nim od ponad 2000 lat. Urodziałeś się w grzechu i przez Ciebie umarł Bóg. Poczucie winy ogólne i szczególne, bo na pewno coś źle zrobiliśmy, na pewno nie jesteśmy święci. Tolerując narcyzm, utrwalamy swoje poczucie winy, nie stawiamy mu czoła, nie ruszamy trudnych emocji.
  3. Bo nam ich żal. Widzimy, że są krusi, nie radzą sobie z emocjami, z relacjami. Widzimy w nich dobre cechy, dobre intencje. To my też chcemy być dobrzy, opiekuńczy, wyrozumiali. Dostajemy z tego własne poczucie wartości, dobroci. Swoim kosztem.
  4. Bo lubimy ich rozmach, ich kolorowość, ich pewność siebie. Podziwiamy ich. Są KIMŚ, bo za takich się podają. Podążając za nimi załatwiamy sobie tym własną tęsknotę za tym, aby być KIMŚ. Chociaż w ich blasku się pogrzejemy. Albo spalimy.
  5. Bo dajemy sobie wmówić, że oni są mądrzejsi. No bo sami tak mówią. Więc słuchamy ich, podążamy za ich prowadzeniem, bo oni jednak coś wiedzą lepiej. Nam zawsze mówiono, że niewiele wiemy, pojęcia nie mamy, są mądrzejsi od nas. Od zarania dziejów nie jesteśmy uczeni słuchać siebie, swojego ciała, swoich potrzeb. Oddając władzę narcyzom załatwiamy sobie własne poczucie bezpieczeństwa, że ktoś tu jednak coś rozumie i wie co robić. We ara off the hook, jak mówią Amerykanie.

Czego więc nam – nie-narcyzom brakuje?

Lecimy po kolei, pięć braków własnych:

  1. Odwagi do postawienia granic.
  2. Poczucia niewinności, albo inaczej poczucia niezasługiwania na karę.
  3. Poczucia wartości bez potrzeby zapracowania na nie.
  4. Miłości do siebie. Poczucia, że obojętnie kim byśmy nie byli, to jesteśmy KIMŚ.
  5. Poczucia bezpieczeństwa w chaotycznym Wszechświecie.

Te wszystkie braki załatwiamy sobie narcyzami. A narcyzi załatwiają siebie nami swoje braki. Droga donikąd.

Czas na zmianę w nas. Czas na odwagę, na granice. Na poczucie bycia w porządku takim, jakim/jaką się jest. Na miłość również do siebie. Na poczucie bycie na swoim miejscu w tym pięknym Wszechświecie. Na uniezależnienie się od narcyzów poprzez głęboką pracę wewnętrzną nad sobą. Na postawienie się im. Na postawienie się w swoim życiu. Na powiedzenie „Nie”, „Nie możesz przekraczać tej linii”. „Nie będę już tolerować Twoich zachowań”. „Do zobaczenia kiedy będziesz w lepszym stanie”. Kiedy przestajesz być uzależniona/y, możesz to zrobić w duchu spokoju, równowagi, miłości do siebie i nawet do narcyza.

Sama uniezależniam się od lat. Poprzez terapię, książki, warsztaty, ustawienia rodzinne. Pracuję na poziomie wszystkich chakr, sięgam wysoko po wgląd duchowy.  Inspirują mnie duchowe tradycje bazujące na wierze w reinkarnację. Mówią, że dusza wybiera sobie wyzwania, z którymi musi się w swoich życiach zmierzyć zanim wróci do siebie, do Boga, do stanu bezwzględnej świadomości. Zadaję sobie pytanie, czego mam się nauczyć w tym życiu, jeżeli wybrałam sobie narcyzów na współtowarzyszy mojej podróży? Odpowiedź jest przejrzysta: odwagi do postawienia granic i do niezależności. Być może oni wybrali sobie mnie na towarzysza podróży, aby im postawić granice i nie pozwalać im swoim kosztem zapędzać się w iluzje.

Kiedy brak mi sił na działanie, na stanowczość (bo nie daj, Boże, na złą duszę wyjdę walcząc z innymi duszami), z pomocą przychodzi mi Bhagavad-gita i rozmowa Arjuny z bogiem Kriszną. Arjuna szykuje się do wielkiej bitwy z braćmi i kuzynami, do sprawiedliwej walki., ale ma ogromne wątpliwości w słuszność wojny, nie chce zabijać swoich braci. Woli oddać im swoje królestwo, poddać się. Kriszna tłumaczy mu, dlaczego ten wybór nie byłby słuszny. Że czasami trzeba iść na wojnę i walczyć z bliskimi o swoje. Że to nasza dharma.  Że nasze wyzwania życiowe to nasz wybór i że trzeba sobie z nimi poradzić, zawalczyć o prawdę. Pomimo że na poziomie duchowym jesteśmy jednością.

Kriszna: „Mówiąc wielce uczenie opłakujesz to, co nie jest warte rozpaczy. Mędrzec bowiem nie rozpacza ani nad żywym, ani nad umarłym. Nie było bowiem nigdy takiej chwili, w której nie istniałbym Ja, ty, czy wszyscy ci królowie; ani też w przyszłości żaden z nas nie przestanie istnieć. Tak jak wcielona dusza bezustannie wędruje w tym ciele, od wieku chłopięcego, poprzez młodość aż do starości, podobnie przechodzi ona w inne ciało po śmierci. Zmiany takie nie zwodzą duszy samo-zrealizowanej”.

Samorealizacja wymaga stanięcia w prawdzie. A narcystyczne opowieści nią nie są.