Przez całe życie mniej lub bardziej świadomie poszukuję sprawiedliwości. Czyli tego, że jesteśmy równi, że powinniśmy mieć taki sam start, taki sam finisz, że to, czym życie nas obdarowuje pomiędzy jednym a drugim, powinno być przynajmniej mniej więcej wyrównane. Oczywiście wiem, że tak nie jest, ale boli mnie to i „żądam” sprawiedliwości. Od Boga, od życia, od ludzi, od siebie. 

Jak widzę matkę nie kochającą swojego dziecka, protestuję. Bo matki powinny kochać swoje dzieci. No przecież nie ma miłości większej niż miłość mat.ki, każdy to wie.

Jak widzę młodego człowieka leżącego na przystanku o 8 rano, nieprzytomnego od alkoholu, bordowego na twarzy, obsikanego, to protestuję. Bo młodzi ludzie tak leżeć nie powinni. Młodzi ludzie powinni zaczynać pięknie dzień o 8 rano, być szczęśliwymi, zachwyconymi życiem i perspektywami przed nimi stojącymi, każdy to wie.

Kiedy słyszę o okrucieństwie dwóch nastolatków wobec bezbronnego jeża w parku (nawet nie chcę pisać szczegółów, bo sama nie mogłam spać po ich poznaniu), to protestuję. Bo ludzie powinni być dobrzy, kochać inne istoty, szczególnie te bezbronne. Ludzie powinni chcieć być dobrymi. Każdy to wie.

A jednak życie pokazuje mi codziennie inną wersję. Są matki, które nie kochają swoich dzieci. Alkoholicy przeżywający swoje życie w zamroczeniu. Dzieci okrutne dla zwierząt. Mój protest to MOJE cierpienie. Niczego tak naprawdę nie zmienia, ale utrzymuje mnie w iluzji walki o sprawiedliwość, w iluzji, że sprawiedliwości istnieje.

Nie ma jej. Kropka. Czy to znaczy, że życie jest gówno warte? Też nie. Życie jest.

Zła matka, nieszczęśliwa sama ze sobą, niepozbierana od zarania swoich dziejów to życie.

Alkoholik, pogubiony, pomieszany, uzależniony to życie.

Okrutne dzieci zarażone i zaślepione nienawiścią to życie.

Życie po prostu jest. Piękne, brzydkie, jest. I nie mam co w nim sprawiedliwości szukać. Bo niezgadzanie się z tym co jest, to cierpienie. A zgadzanie nie oznacza „przyzwolenia” (Zresztą zauważ, że nikt o to nasze przyzwolenie nie pyta, kiedy nie może pokochać dziecka, żyć w trzeźwości, być dobrym dla zwierząt.)

Postaram się bardziej zgadzać na to, co jest. Inaczej wchodzę w dysputę z rzeczywistością. A kiedy kłócę się z rzeczywistością, przegrywam – ale tylko w 100% przypadków (jak mawia Byron Katie).