Wszyscy chcemy radości w życiu, prawda? Kogokolwiek byś nie zapytał, nie pogardzi nią. Większość z nas wręcz stawia ją na jednym z pierwszych miejsc tego, czego życzymy sobie i innym w życiu. Szczęścia, zdrowia, miłości, radości…

A jednak idąc ulicą nie widzimy wielu „radosnych” twarzy. Zmarszczki starszych ludzi wyryte przez dominujące w ich życiu emocje raczej wskazują na odwieczne zmartwienie, rozczarowanie, wkurzenie, permanentną niezgodę, nieufność. Radość? Rzadko.

A wśród Twoich znajomych – ilu nazwałbyś „radosnymi”, tak na co dzień i tak bez powodu? A Ty? Ile masz w życiu dobrej, poczciwej radochy? Czy przydałoby się jej więcej? Dlaczego jest więc towarem takim deficytowym? Dlaczego tak rzadko sobie na nią pozwalamy?

Odkryłam, że z radością jest jak z miłością – są jej dwa rodzaje: warunkowa i bezwarunkowa. Ta pierwsza zależy od czegoś. Musi mieć spełnione określone warunki, żeby się cieszyć. To jest radość „z głowy”. Ta druga cieszy się z niczego. To jest radość „z serca”.

Jestem radosną osobą. Mam pogodne nastawienia do życia. Uśmiecham się do przechodniów bez powodu. Ale kiedy pierwszy raz usłyszałam o dwóch rodzajach radości, nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, co czuję to jest radość z głowy czy z serca. No bo radość to radość, no nie? Czy to ważne, skąd pochodzi?

Ważne.

Radość warunkowa, ta z głowy, cieszy się, gdy wszystko idzie po jej myśli. Na przykład:

Mam nową, ładną sukienkę i świetnie wyglądam. Franek, Zenek lub Weronika mówi, że mnie kocha. Mam pieniądze i nie martwię się o finanse w tym miesiącu. Wyrobiłem się z długą listą zadań w pracy. Na obiad dzisiaj będzie moje ulubione danie. Spotkam się z koleżankami na plotki. Załatwiłem świetny deal dla swojej firmy, szef mnie pochwalił. Odprężę się dziś wieczorem przy winku. I tak dalej.

Jednym słowem, mam powody do radości. Mam do niej prawo.

Czy coś jest złego w cieszeniu się z jakiegoś powodu? Absolutnie nie. Jednakże, tak jak z warunkową miłością – znika warunek, znika radość. Pozostaje zmęczenie.

Franek, Weronika lub Zenek już mnie nie kocha. Szef mnie nie zauważa. Finansowo nie stoję najlepiej. Lista zadań znowu długa i przytłaczająca. Sukienka już się znosiła. Dobrze,  że jeszcze na winko wieczorem mogę liczyć.

Radość warunkowa jest też inaczej odczuwana w ciele. Czujemy się „pozytywnie nakręceni”, podnieceni, podekscytowani. Adrenalina idzie do góry. Kiedy spada, czujemy zmęczenie. To cena, którą płacimy za tą radość.

O co chodzi z tą drugą, bezwarunkową, z serca idącą wersją radości? Czy mam się cieszyć jak głupi, z niczego? Nie można tak przecież z niczego, jak naiwniak nieambitny jakiś. „Nie ma osiągnięć i się cieszy jak głupek” – powiedzą sąsiedzi. Nie widzi, że problemy są? Niesłuszna partia u władzy, ocieplenie klimatu? Że Franek lub Zenek ją jawnie zdradza? Że z pracy zaraz wyleci? Że kasy mało? Jak się będzie tak głupio cieszył z niczego, to niczego nie osiągnie.

Nieprawda. Osiągniesz. Właśnie dlatego, że nauczysz się cieszyć z niczego. Bo ta druga, bezwarunkowa radość jest inna. Spokojna, bez ekscytacji i podniecenia. Bez adrenaliny. Prosta. Pełna. To jest radość, że jesteś. Że oddychasz. Że świat jest. Że jest Tajemnica. Że patrzysz. Że idziesz. Że ludzie, że kot…

Kiedy myślisz, że nie masz z czego się cieszyć, ba! nawet masz konkretne powody, dla których cieszyć się nie należy, zatrzymaj się. Przez dwie minuty poczuj swój oddech. Jak powietrze wibruje w Twoich nozdrzach, jak wypełnia Twoje oskrzela i płuca, jak przynosi Ci życie. Poczuj, jak Twój wydech przynosi ulgę i spokój. Wyobraź sobie, że to nie Ty oddychasz, ale to Wszechświat oddycha Tobą. Poczuj, jak jesteś z nim zespolony.

Rozejrzyj się spokojnie wkoło i zwróć uwagę na piękno najprostszych rzeczy. Błękit nieba lub szarość deszczu. Jesteś. Bezpieczny. Otulony Wszechświatem.  Z niego przyjdzie nowe. Tym lepsze, im więcej radości i spokoju wniesiesz w niego już teraz, bez powodu. Naprawdę. Zaufaj mu.

Ta radość Cię nie zmęczy i nie wypali. Ukoi, uspokoi, nada głębszy sens. A na starość będziesz miał przepiękne zmarszczki.