Dużo ostatnio o mowie nienawiści. O tym, jak nasza komunikacja wpływa na zachowania innych ludzi. Dołożę swoje pięć groszy. Wejdźmy głębiej w wodę, kochani.

Nasza rzeczywistość odzwierciedla nas, jest naszym przedłużeniem, a nie oddzielnym i niezależnym od nas tworem, jak sądziła fizyka newtonowska. Jak wskazuje fizyka kwantowa, wszyscy jesteśmy połączeni. Elektron w odległej galaktyce wie, co robi elektron w Twoim ciele i odpowiednio na to reaguje. I to natychmiast. Nie możemy już mówić o świecie oddzielnym od nas i dzielić na „oni” i „my”. Wszyscy tworzymy jedno i wszyscy tworzymy to, co jest. Mamy zbiorową świadomość.

Mowa nienawiści jest często subtelna, prawie niezauważalna. Na przykład, popularna, wśród nas Polaków, krytyka. Albo idące na nią pouczanie i obmawianie. 

Zacznijmy od krytyki. Prywatnie i publicznie oceniamy. Najczęściej negatywnie. Jeżeli ktoś widzi, czuje, robi coś inaczej niż my, często reagujemy krytyką. Stawiamy swój punkt widzenia wyżej, a ludzi, którzy go nie podzielają, nazywamy głupimi. Robimy to w mediach, w sieci, na ulicy. Podczas jazdy samochodem wielu kierowców prowadzi monolog na temat stylu i prędkości jazdy kierowcy przed nimi. Debil, idiota, hołota za kierownicą, kto mu prawko dał? To my wiemy, jak jechać, a ci, którzy jadą wolniej to idioci, ci, którzy szybciej, to maniacy.

Pouczamy więc, jak mają jechać: „Znaku, baranie, nie widzisz? Zaraz skrętu oznacza zakaz skrętu!” Nie tylko kierowcy, oczywiście. Pamiętam jak kiedyś jakaś nieznajoma mi babcia zatrzymała mnie na ulicy i oskarżycielsko wskazując palcem na moje dziecko zapytała: „A szalik dziecka gdzie?!”. Wydaje nam się, że inni nic tylko czekają na nasze fantastyczne rady. Mylimy się, nie czekają.

Obgadujemy, czyli krytykujemy wspólnie, bo tak raźniej. Na Fejsbuku na przykład. Upewniamy się tym samym, że nie tylko my widzimy w innych idiotów – pod naszym krytykującym kogoś postem są lajki. Super, to że mam rację. Racja ważna rzecz.

Niejednokrotnie łapię się na męczących mnie samą własnych negatywnych uwagach na temat przechodniów. Monologuję po cichu o ich stroju, wadze, czystości, minach. Całe szczęście, że już dawno odpuściłam sobie dawanie nieproszonych rad, ale nadal obgaduję z koleżanką swoje negatywne ulicowe obserwacje.

Wiesz, co Ty i ja robimy krytykując, pouczając i obgadując? Ratujemy swoje wątłe ego, które karmi się posiadaniem racji, byciem lepszym, mądrzejszym, szczuplejszym, lepiej ubranym. Ego przez chwilę czuje się w porzo. Ceną, jaką za to chwilowe uniesienie płacimy, jest zła energia, którą puszczamy w obieg. A ta wraca do nas w różnych postaciach. 

Oni to my. My to oni. Świat nie składa się z oddzielnych kawałków, jesteśmy jedną całością, tworzymy kontinuum. Czy nam się to podoba czy nie. Podejrzewa to fizyka kwantowa i mówią o tym religie Wschodu.

Zacznijmy dzisiaj od prostej rzeczy. Spróbujmy przejechać lub przejść z domu do pracy bez jednej krytycznej myśli. Bez wiedzenia lepiej. Bez pouczania. Bez obgadywania. Ze zrozumieniem, że wszystko, co jest, ma swoją genezę i swój powód. Swoją rację bytu. Jest, bo takie stworzyliśmy.

Wyobraź sobie wówczas, jak Twoje dobre, pozytywne lub neutralne myśli na temat innych ludzi karmią świat leczniczą energią. Jak rezygnując z krytyki powstrzymujesz przepływ ciemnej, niezdrowej siły. Zobacz dobro w każdym człowieku. W każdym. Piękno. W każdym. W nagrodę za to łatwiej Ci będzie zobaczyć je w sobie. 

Zamiast pouczania, powiedz komuś komplement. Na przykład pani kasjerce, że ma ładne kolczyki. Albo czekając na zielone światło otwórz szeroko okno w samochodzie, zagestykuluj do kierowcy obok, aby zrobił to samo i wykrzyknij: „Świetnie pan prowadzi!” I poślij mu szeroki, szczery uśmiech!