Niedobrze się dzieje w Twoim małżeństwie. Albo tak sobie.
W pracy też niespecjalnie. Chodzisz tam, bo bardziej musisz niż chcesz.
Nie dogadujesz się z rodziną.
Zdrowie szwankuje.
Zarabiasz za mało.
Codzienność męczy.
Albo jeszcze coś innego Ci doskwiera. Może samotność.
Nie, nie próbuję Cię zdołować. Ale pewnie wybierzesz sobie z powyższego menu jakieś swoje utrapienie. Jeżeli nie ma go tam, dodaj swoje.
A gdyby tak się pozbyć utrapień? Masz ochotę? Jeżeli nie, to też szanuję wybór. Czasami jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że nie wyobrażamy sobie życia bez nich. I okej.
Ale jeżeli nacierpiałaś się wystarczająco w danym temacie, a rozwiązanie nie przychodzi, to uproszczę Ci zadanie.
Z każdego problemu mamy maksimum trzy wyjścia. Nie 50. To ułatwia wybór i upraszcza życie. Mianowicie:
- Zaakceptować to co jest. .
- Zmienić tą sytuację.
- Wyjść z niej.
Zaakceptować oznacza kompletnie pogodzić się z tym, jak jest. Powiedzieć sobie: „Biorę to/go/ją takim, jakim jest, postanawiam być w tym szczęśliwy i nie oczekuję niczego więcej. Pokocham to w obecnej wersji. Nigdy już nie będę na nic w tej materii narzekać.”
Zmienić sytuację oznacza pracować z nią. Dokładnie zdać sobie sprawę z tego, co Ci w niej nie pasuje i postarać się o zmianę tego. Zazwyczaj sytuacja dotyczy też innych osób, więc licz się z tym, że one w tej zmianie będą musiały partycypować. Mniej lub bardziej chętnie. Klucz do sukcesu tkwi w tym, żeby umieć postawić tej sytuacji nowe, właściwe warunki. Zadać sobie pytanie: „Jakie konkretnie aspekty musiałyby ulec zmianie i jakiej, tak żebym po zmianie była naprawdę szczęśliwa?”
Wyjść z niej oznacza dokładnie to – opuścić statek. Powiedzieć sobie: „Nie mogę za cholery tego zaakceptować, zmienić się nie da albo już nawet przestało mi się chcieć, wychodzę. I nie wracam. Poszukam szczęścia gdzieś indziej.”
Poczucie nieszczęścia wynika z poczucia braku wyjścia:
„Bo tak, widzę, że go nie zmienię, ale go kocham, ale tak żyć się przecież nie da.”
„Chcę odejść, ale nie mam dokąd.”
„Staram się to zmienić, ale mi nie wychodzi. Może powinnam już dać spokój i przyjąć to co jest.”
Poczucie nieszczęścia wynika z prostego faktu, że nie wybieramy wyjścia. Plączemy się pomiędzy jedną opcją a drugą, czasem i trzecią, raz tak, raz inaczej, bez konsekwencji, uparcie w kółko powtarzamy sobie „Przecież nie jest tak źle. A nie, jednak jest, powiem jej/jemu, co myślę i nich to się wreszcie zmieni. No cóż, powiedziałam, on/ona nic, więc odchodzę. Nie! jak mam odejść? Dokąd? Czy mi tu źle? Może nie jest tak żle? A nie, jednak jest, powiem/jej/jemu…” Byłam w takim zwariowanym kółku wiele razy. Cierpienie wynika z bycia pomiędzy wyborami, w szarej strefie, ni tu, ni tam.
Boimy się wybrać. Bo wybór pociąga za sobą szereg innych wyborów i zmian. Może być trudne. Zadaj sobie pytanie, czy trudniej będzie męczyć się przez resztę dni w nieuszczęśliwiającej Cię sytuacji, czy wybrać raz i konsekwentnie za tym podążyć?
Zawsze masz dokąd pójść.
Najnowsze komentarze